***
Anka
zmieniła swój status na dostępny.
- Jesteś?
Filip
zmienił swój status na dostępny.
- Jestem.
- Cześć.
- Hej.
- Co tam?
- Wszystko
spoko, a u Ciebie?
- Nic
nowego.
- Acha..
- Pogadajmy
normalnie! Długo Cię nie było...
- Musiałam
trochę pomyśleć. Przepraszam, że się uniosłam, ale bardzo mnie uraziłeś :(.
- Wiem, i
strasznie mi głupio. Czytałem naszą ostatnią rozmowę kilka razy i ciągle bije
się w głowę, jak mogłem coś takiego napisać... Wcale nie myślę, że nie
potrafisz samodzielnie myśleć i musisz rzucać jakimiś cytatami „znawców”. Dla
mnie jesteś jedną z niewielu osób, które próbuję jakoś ten świat zrozumieć.
Rzadko spotykam takie osoby, nawet u mnie na roku większość to osoby z listy
rezerwowej Dziennikarstwa, czy Psychologii, ciekawość świata, to towar
deficytowy. Nie chciałbym stracić takiej dobrej partnerki dyskusji i
filozofowania ;D.
Wybaczysz?
<klęka>
- Wstawaj,
nie rób scen! :D Wybaczam!
- O Łaskawa!
< rzuca się na szyję>
-
Dusssssisz...
<kaszle,
jak gruźlik>
- Już się
odklejam. Chcesz porozmawiać o mojej wierze?
- A chcesz
się znowu pokłócić? :P
- :P
- Żart.
Emocje chyba już opadły, więc możesz mi teraz na trzeźwo wszystko wyznać, jak
na spowiedzi.
- No nie
wiem, bo wypiłem trochę wódki...
- Pijany
filozof, to dopiero deficytowy towar. Jakaż to impreza się odbyła? :P
- Bez
imprezy, chciałem się napić i się napiłem.
- Nie pasuje
mi to do Ciebie...
- Mnie też
nie.
- Aaa, to
dlatego przede mną klękałeś... A ja myślałam, że to wyrzuty sumienia...
- Na trzeźwo
też bym klęknął! A poza tym nie jestem pijany, mam mocną głowę.
- Właśnie
widzę, jutro Ci to wypomnę. Nie rozmawiajmy dzisiaj o niczym ważnym. Pogadajmy
tak sobie.
- Przecież
Ty nie lubisz gadki o bzdetach.
- Nie lubię,
ale czasami to działa jak antidotum na zbolały umysł, który za dużo myśli.
- Dobra, to
zapodaj jakiś lekki temat.
- Hmmm...
Jaki film ostatnio oglądałeś?
- Hmmm... Nie
powiem.
- Ja zgadnę!
Chwila... Skoro się nie przyznajesz to coś dla nastolatek... No nie wiem „Przed
Świtem”? A nie chwila, cofam to, tego byś nawet po pijaku nie oglądnął...
Podpowiedź?
- Ostatnia
część sagi.
- Achaaa
niedawno w kinach?
- Raczej
dawno.
- Fantasy?
- Mhm
- „Harry
Potter i Insygnia Śmierci cz.II”?
- Trafiony
zatopiony.
-Jeeee! Ale
wiesz, co jest najśmieszniejsze?
- Nie.
- Sama to
wczoraj oglądałam. Kawał dobrego kina. :P Tylko smutne to trochę...
- Smutne?
Właśnie, aż się zdziwiłem, że nie było smutnego zakończenia, Harry miał umrzeć,
a tu proszę rodzinka 19 lat później...
- Żart
jakiś.
- Nie.
Życie.
- No właśnie
– życie, a nie tego oczekiwałam od fantasy. Miało nie być tego przygnębiającego
przemijania i dorastania, a tu nagle Harry przed trzydziestką...
- Ale to
bardzo dobry sposób na powrót do rzeczywistości. I tak potteromania długo
trwała... A jakby go Rowling uśmierciła, to dopiero wywołałoby burzę.
- I falę
samobójstw pewnie. Ostatnio czytałam, że
taką falę wywołała „Ta ostatnia niedziela”.
- Straszne
o.O
- Troszkę. Ej,
boję się...
- Czego?
- Że
wyrosłam z fantasy...
- No coś
Ty! Z tego się nie wyrasta.
- Wiem,
wiem, chyba za bardzo racjonalizuję...
- Uważaj,
Raskolnikow też tak zaczynał.
- Dzięki! :P
- Do usług.
- Muszę
uciekać. Nie pij więcej.
- Ja nie
piję, ja degustuję. Zielona Finlandia. Mniam.
-Muszę Ci
coś wyznać...
- Czekaj...
- Już?
- Już.
- Co
robiłeś? ^^
- Musiałem
sobie walnąć jednego, za trzeźwy jestem na takie wyznania.
- Ty się
jakiś zdegenerowany robisz, co wam na tej uczelni robią? ?
- Nic.
- Ej, teraz
pytam serio, co się dzieje?
- Nic,
przecież mówię.
- Nie musisz
mówić co, ale nie kłam.
- No dobrze,
ale to dłuższa historia, a Ty miałaś lecieć.
- Zostanę.
- Mówiłem Ci
kiedyś, że moja mama mieszka teraz sama. Kilka miesięcy temu, gdy jeszcze ja z
nią mieszkałem zauważyłem, że coś dziwnego się z nią dzieje. Chowała klucze od
samochodu do torebki i potem ich szukała, pytała, co tam w szkole, a gdy już
jej wszystko opowiedziałem, jak gdyby nigdy nic dodawała – a w szkole, co tam
słychać? Była coraz słabsza i w końcu udało mi się ją przekonać, żeby
odwiedziła lekarza. Trwało to trochę czasu, ale niedawno była na badaniach tu w
Krakowie. Kilka dni temu były wyniki. Zadzwoniłem do niej i od razu się uspokoiłem,
okazało się, że to wszystko było efektem przemęczenia i stresu. Uwierzyłem, bo
przecież niedawno pochowała męża, a ja ojca... Ale dzisiaj, gdy przechodziłem
obok tej kliniki, postanowiłem porozmawiać z tym lekarzem i prosić o poradę,
jak zająć się mamą, na co jej zwrócić uwagę. Byłem pewien, że sama nic nie
zmieni, a leków pewnie w ogóle nie kupuje. Lekarz miło się uśmiechał, patrzył
na mnie ciepło, ale wszystko mówił z jakimś dziwnym współczuciem, które mnie
strasznie gryzło. A już zdziwił mnie, gdy powiedział, że dobrze by było
załatwić mamie opiekunkę na 24 h na dobę, na co ja wybałuszyłem oczy i pytam, czy aż tak poważne to przemęczenie.
Popatrzył na mnie, jakbym własną matkę chciał zabić, aż mnie przeszyły
dreszcze. Zapytał, czy nie wiem, co to jest choroba Alzhaimera. Zamarłem.
Okłamała
mnie.
Przemęczenie,
stres, bajeczka dla głupiego syna.
Jak mogła mi
nie powiedzieć prawdy? Że tak z nią źle, że potrzebuje mnie teraz. Nic z tego
nie rozumiem.
-
Rozmawiałeś z nią?
- Nie. Nie
chcę, żeby się tłumaczyła. I wymyślała kolejne bajki. Zawiodła mnie i zraniła
bardzo. A po śmierci ojca tylko ona była mi naprawdę bardzo bliska i myślałem,
że traktuje mnie jak dorosłą osobę i jeśli tylko coś się stanie, zwróci się z
tym do mnie.
- Ale nie
możesz tego traktować jak wymierzenie Ci policzka. Tu w ogóle nie chodzi o
Ciebie. Widać, że ona sobie z tym nie radzi i tylko chciała Cię chronić.
- Chronić?
Co Ty mówisz?! Kłamstwo jest bardzo bezpieczne... Tak jej było łatwiej – uciec
od prawdy. Zawsze uciekała, kiedy ojciec wracał z pracy i pił dopóki nie
zrobiło się ciemno, też nic nie mówiła. Milczała. Nikt nie widział problemu.
Jak ojciec nie pił (co zdarzało się rzadko) wszystko było ok, w domu cisza, jak
zaczynał pić, to podnosił głos, nie, nigdy mnie nie dotknął, ale ją wyzywał od
najgorszych kurew. Nie znosiłem tego. Ją to bolało, ale nigdy, nigdy słowem się
mu nie sprzeciwiła, nie odpowiedziała, nie przeklęła, nic, cisza, święty
spokój. Nie rozmawiali, my też nie rozmawialiśmy. W naszym domu nie było czegoś
takiego jak rozmowa. Wszystko zamiataliśmy pod dywan. Wszystko. Nie wyobrażałem
sobie rozmowy z ojcem, dzień po tym jak pijany ubliżał matce. Choć paliło się
we mnie, by wyrzucić mu to wszystko, by skrzyczeć go za te przekleństwa,
uświadomić, że jest alkoholikiem... Ale nigdy się nie odważyłem. Ojciec na
drugi dzień był normalny. Trzeźwy. Nie wiem czy pamiętał wszystkie swoje
wybryki, ale na pewno miał wyrzuty sumienia, chodził wtedy wokół nas jak zbity
pies i sprawiał, że to my czuliśmy się winni za tą wielką ochotę dania mu po
gębie. Nabierałem się na tą jego skruchę, przyznaję się. Matka też. Ale ona
była dorosła, to ona miała protestować. Ja, mały, nie mogłem zrobić nic. Bałem
się. A potem przywykłem i codzienność nie była już wyzwaniem. Coraz rzadziej myślałem
o nim jak o alkoholiku, coraz mniej przejmowałem się jego wątrobą. Może
największym nieszczęściem był fakt, że nas nie bił (No może raz bardzo
potrząsnął matką i zostały jej siniaki na ramieniu), bo gdyby nas bił, to
łatwiej byłoby nam coś z tym jego pijactwem zrobić. A tak, godziliśmy się na
wszystko. I nie było problemu. Wiem, to moja słabość i nigdy sobie jej nie
wybaczę. Ale ona była jeszcze słabsza i sama siebie oszukiwała. To chore, nawet
teraz kiedy on już nie żyje i nie muszę tego robić i tak obwiniam siebie za
jego pijaństwo. Siebie i ją.
- Nie możesz
tego robić. To nie jest Twoja wina ani tym bardziej Twojej matki. To on był
chory, uzależniony, nie mogłeś nic zrobić, ponad to, że z nim byłeś i się od
niego nie odwróciłeś.
Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym Cię
teraz przytulić. Jestem z Tobą.
- Wiem i
dziękuję Ci. Jesteś pierwszą osobą, przed którą się tak głupio użalam nad sobą.
- Przestań,
wcale się nie użalasz. Musisz porozmawiać z matką, teraz jej zdrowie jest
najważniejsze.
- Wiem, ale
dzisiaj jestem w nie najlepszym stanie na takie rozmowy. Pojadę jutro do domu i
wszystko z nią załatwię.
- To chyba
najlepszy pomysł. Alzhaimer to nie wyrok, wiele osób z tym żyje, dacie sobie
radę, razem. I błagam nie obwiniaj jej o nic, tym bardziej o to, że była
bierna. Kochała go. Ja nie wierzę w prawdziwą miłość, ale wiem jak silne może
być to uczucie jeśli dołączysz do niego przywiązanie. To był związek
patologiczny, ciężka sytuacja, z której rzadko widzi się wyjście.
- Właśnie,
patologiczny. Unikałem tego słowa jak ognia. Wolałem – normalność. Wmawianie
sobie, że coś takiego przechodzi każda rodzina, że niektórzy mają gorzej. Gówno
prawda. Niektórzy mają o niebo lepiej, bo o to niebo walczą. Żałuję tego czasu,
ale tak sobie myślę, że gdyby udało się cofnąć czas, to dalej tkwiłbym w tej
patologii, nic bym nie zrobił, na nic innego nie miałbym sił. Jestem tak bardzo
marny, jestem zwykłym prochem, niczym. Kohelet miał rację.
- Nie mów
tak! Jesteś cholernie wartościowym człowiekiem! Inteligentnym, prawdziwym,
widzisz głębiej, nie dajesz sobie spokoju, drążysz wszystko, co Cię interesuję.
Jesteś niewiarygodnie dobry! Po chrześcijańsku, ale i tak Ci tego zazdroszczę
:P. Dziękuję losowi, że pomyliłam kiedyś numer gg i teraz mogę pisać z taką
Pomyłką:D. Wiesz, jesteś najlepszą anonimową Pomyłką mojego życia . Aż się
muszę szczypać za każdym razem, kiedy z Tobą piszę, bo to aż dziwne, że taki
mózg chce na mnie tracić czas. Więc weź się chłopie w garść, zostaw tą flaszkę
i się wyśpij, bo jutro dłuuugi dzień. Ale dasz radę! Będę z Tobą duchem.
Telepatycznie się ze mną komunikuj.
- Filip,
jesteś tam?
- Halooo!?
- No nic,
dobranoc, śpij spokojnie i niczym się nie martw.
<przytula
moooocno>
Anka
zmieniła status na niedostępny.
Kilka godzin później:
-
Przepraszam, to ta wódka, zasnąłem. Jesteś moim Aniołem Stróżem, ja dziękuję
losowi, że mam takie Przeznaczenie jak Ty. Miłego ranka.
<przytula
jeszcze mooocniej>
Filip
zmienił status na niedostępny.