piątek, 24 sierpnia 2012

Odsłona No.5


***

Anka zmieniła swój status na dostępny.
- Jesteś?

Filip zmienił swój status na dostępny.
- Jestem.
- Cześć.
- Hej.
- Co tam?
- Wszystko spoko, a u Ciebie?
- Nic nowego.
- Acha..
- Pogadajmy normalnie! Długo Cię nie było...
- Musiałam trochę pomyśleć. Przepraszam, że się uniosłam, ale bardzo mnie uraziłeś :(.
- Wiem, i strasznie mi głupio. Czytałem naszą ostatnią rozmowę kilka razy i ciągle bije się w głowę, jak mogłem coś takiego napisać... Wcale nie myślę, że nie potrafisz samodzielnie myśleć i musisz rzucać jakimiś cytatami „znawców”. Dla mnie jesteś jedną z niewielu osób, które próbuję jakoś ten świat zrozumieć. Rzadko spotykam takie osoby, nawet u mnie na roku większość to osoby z listy rezerwowej Dziennikarstwa, czy Psychologii, ciekawość świata, to towar deficytowy. Nie chciałbym stracić takiej dobrej partnerki dyskusji i filozofowania ;D.
Wybaczysz?
<klęka>
- Wstawaj, nie rób scen! :D Wybaczam!
- O Łaskawa!
 < rzuca się na szyję>
- Dusssssisz...
<kaszle, jak gruźlik>
- Już się odklejam. Chcesz porozmawiać o mojej wierze?
- A chcesz się znowu pokłócić? :P
- :P
- Żart. Emocje chyba już opadły, więc możesz mi teraz na trzeźwo wszystko wyznać, jak na spowiedzi.
- No nie wiem, bo wypiłem trochę wódki...
- Pijany filozof, to dopiero deficytowy towar. Jakaż to impreza się odbyła? :P
- Bez imprezy, chciałem się napić i się napiłem.
- Nie pasuje mi to do Ciebie...
- Mnie też nie.
- Aaa, to dlatego przede mną klękałeś... A ja myślałam, że to wyrzuty sumienia...
- Na trzeźwo też bym klęknął! A poza tym nie jestem pijany, mam mocną głowę.
- Właśnie widzę, jutro Ci to wypomnę. Nie rozmawiajmy dzisiaj o niczym ważnym. Pogadajmy tak sobie.
- Przecież Ty nie lubisz gadki o bzdetach.
- Nie lubię, ale czasami to działa jak antidotum na zbolały umysł, który za dużo myśli.
- Dobra, to zapodaj jakiś lekki temat.
- Hmmm... Jaki film ostatnio oglądałeś?
- Hmmm... Nie powiem.
- Ja zgadnę! Chwila... Skoro się nie przyznajesz to coś dla nastolatek... No nie wiem „Przed Świtem”? A nie chwila, cofam to, tego byś nawet po pijaku nie oglądnął... Podpowiedź?
- Ostatnia część sagi.
- Achaaa niedawno w kinach?
- Raczej dawno.
- Fantasy?
- Mhm
- „Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.II”?
- Trafiony zatopiony.
-Jeeee! Ale wiesz, co jest najśmieszniejsze?
- Nie.
- Sama to wczoraj oglądałam. Kawał dobrego kina. :P Tylko smutne to trochę...
- Smutne? Właśnie, aż się zdziwiłem, że nie było smutnego zakończenia, Harry miał umrzeć, a tu proszę rodzinka 19 lat później...
- Żart jakiś.
- Nie. Życie.
- No właśnie – życie, a nie tego oczekiwałam od fantasy. Miało nie być tego przygnębiającego przemijania i dorastania, a tu nagle Harry przed trzydziestką...
- Ale to bardzo dobry sposób na powrót do rzeczywistości. I tak potteromania długo trwała... A jakby go Rowling uśmierciła, to dopiero wywołałoby burzę.
- I falę samobójstw pewnie.  Ostatnio czytałam, że taką falę wywołała „Ta ostatnia niedziela”.
- Straszne o.O
- Troszkę. Ej, boję się...
- Czego?
- Że wyrosłam z fantasy...
- No coś Ty!  Z tego się nie wyrasta.
- Wiem, wiem, chyba za bardzo racjonalizuję...
- Uważaj, Raskolnikow też tak zaczynał.
- Dzięki! :P
- Do usług.
- Muszę uciekać. Nie pij więcej.
- Ja nie piję, ja degustuję. Zielona Finlandia. Mniam.
-Muszę Ci coś wyznać...
- Czekaj...
- Już?
- Już.
- Co robiłeś? ^^
- Musiałem sobie walnąć jednego, za trzeźwy jestem na takie wyznania.
- Ty się jakiś zdegenerowany robisz, co wam na tej uczelni robią? ?
- Nic.
- Ej, teraz pytam serio, co się dzieje?
- Nic, przecież mówię.
- Nie musisz mówić co, ale nie kłam.
- No dobrze, ale to dłuższa historia, a Ty miałaś lecieć.
- Zostanę.
- Mówiłem Ci kiedyś, że moja mama mieszka teraz sama. Kilka miesięcy temu, gdy jeszcze ja z nią mieszkałem zauważyłem, że coś dziwnego się z nią dzieje. Chowała klucze od samochodu do torebki i potem ich szukała, pytała, co tam w szkole, a gdy już jej wszystko opowiedziałem, jak gdyby nigdy nic dodawała – a w szkole, co tam słychać? Była coraz słabsza i w końcu udało mi się ją przekonać, żeby odwiedziła lekarza. Trwało to trochę czasu, ale niedawno była na badaniach tu w Krakowie. Kilka dni temu były wyniki. Zadzwoniłem do niej i od razu się uspokoiłem, okazało się, że to wszystko było efektem przemęczenia i stresu. Uwierzyłem, bo przecież niedawno pochowała męża, a ja ojca... Ale dzisiaj, gdy przechodziłem obok tej kliniki, postanowiłem porozmawiać z tym lekarzem i prosić o poradę, jak zająć się mamą, na co jej zwrócić uwagę. Byłem pewien, że sama nic nie zmieni, a leków pewnie w ogóle nie kupuje. Lekarz miło się uśmiechał, patrzył na mnie ciepło, ale wszystko mówił z jakimś dziwnym współczuciem, które mnie strasznie gryzło. A już zdziwił mnie, gdy powiedział, że dobrze by było załatwić mamie opiekunkę na 24 h na dobę, na co ja wybałuszyłem oczy  i pytam, czy aż tak poważne to przemęczenie. Popatrzył na mnie, jakbym własną matkę chciał zabić, aż mnie przeszyły dreszcze. Zapytał, czy nie wiem, co to jest choroba Alzhaimera. Zamarłem.
Okłamała mnie.
Przemęczenie, stres, bajeczka dla głupiego syna.
Jak mogła mi nie powiedzieć prawdy? Że tak z nią źle, że potrzebuje mnie teraz. Nic z tego nie rozumiem.
- Rozmawiałeś z nią?
- Nie. Nie chcę, żeby się tłumaczyła. I wymyślała kolejne bajki. Zawiodła mnie i zraniła bardzo. A po śmierci ojca tylko ona była mi naprawdę bardzo bliska i myślałem, że traktuje mnie jak dorosłą osobę i jeśli tylko coś się stanie, zwróci się z tym do mnie.
- Ale nie możesz tego traktować jak wymierzenie Ci policzka. Tu w ogóle nie chodzi o Ciebie. Widać, że ona sobie z tym nie radzi i tylko chciała Cię chronić.
- Chronić? Co Ty mówisz?! Kłamstwo jest bardzo bezpieczne... Tak jej było łatwiej – uciec od prawdy. Zawsze uciekała, kiedy ojciec wracał z pracy i pił dopóki nie zrobiło się ciemno, też nic nie mówiła. Milczała. Nikt nie widział problemu. Jak ojciec nie pił (co zdarzało się rzadko) wszystko było ok, w domu cisza, jak zaczynał pić, to podnosił głos, nie, nigdy mnie nie dotknął, ale ją wyzywał od najgorszych kurew. Nie znosiłem tego. Ją to bolało, ale nigdy, nigdy słowem się mu nie sprzeciwiła, nie odpowiedziała, nie przeklęła, nic, cisza, święty spokój. Nie rozmawiali, my też nie rozmawialiśmy. W naszym domu nie było czegoś takiego jak rozmowa. Wszystko zamiataliśmy pod dywan. Wszystko. Nie wyobrażałem sobie rozmowy z ojcem, dzień po tym jak pijany ubliżał matce. Choć paliło się we mnie, by wyrzucić mu to wszystko, by skrzyczeć go za te przekleństwa, uświadomić, że jest alkoholikiem... Ale nigdy się nie odważyłem. Ojciec na drugi dzień był normalny. Trzeźwy. Nie wiem czy pamiętał wszystkie swoje wybryki, ale na pewno miał wyrzuty sumienia, chodził wtedy wokół nas jak zbity pies i sprawiał, że to my czuliśmy się winni za tą wielką ochotę dania mu po gębie. Nabierałem się na tą jego skruchę, przyznaję się. Matka też. Ale ona była dorosła, to ona miała protestować. Ja, mały, nie mogłem zrobić nic. Bałem się. A potem przywykłem i codzienność nie była już wyzwaniem. Coraz rzadziej myślałem o nim jak o alkoholiku, coraz mniej przejmowałem się jego wątrobą. Może największym nieszczęściem był fakt, że nas nie bił (No może raz bardzo potrząsnął matką i zostały jej siniaki na ramieniu), bo gdyby nas bił, to łatwiej byłoby nam coś z tym jego pijactwem zrobić. A tak, godziliśmy się na wszystko. I nie było problemu. Wiem, to moja słabość i nigdy sobie jej nie wybaczę. Ale ona była jeszcze słabsza i sama siebie oszukiwała. To chore, nawet teraz kiedy on już nie żyje i nie muszę tego robić i tak obwiniam siebie za jego pijaństwo. Siebie i ją.
- Nie możesz tego robić. To nie jest Twoja wina ani tym bardziej Twojej matki. To on był chory, uzależniony, nie mogłeś nic zrobić, ponad to, że z nim byłeś i się od niego nie odwróciłeś.
  Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym Cię teraz przytulić. Jestem z Tobą.
- Wiem i dziękuję Ci. Jesteś pierwszą osobą, przed którą się tak głupio użalam nad sobą.
- Przestań, wcale się nie użalasz. Musisz porozmawiać z matką, teraz jej zdrowie jest najważniejsze.
- Wiem, ale dzisiaj jestem w nie najlepszym stanie na takie rozmowy. Pojadę jutro do domu i wszystko z nią załatwię.
- To chyba najlepszy pomysł. Alzhaimer to nie wyrok, wiele osób z tym żyje, dacie sobie radę, razem. I błagam nie obwiniaj jej o nic, tym bardziej o to, że była bierna. Kochała go. Ja nie wierzę w prawdziwą miłość, ale wiem jak silne może być to uczucie jeśli dołączysz do niego przywiązanie. To był związek patologiczny, ciężka sytuacja, z której rzadko widzi się wyjście.
- Właśnie, patologiczny. Unikałem tego słowa jak ognia. Wolałem – normalność. Wmawianie sobie, że coś takiego przechodzi każda rodzina, że niektórzy mają gorzej. Gówno prawda. Niektórzy mają o niebo lepiej, bo o to niebo walczą. Żałuję tego czasu, ale tak sobie myślę, że gdyby udało się cofnąć czas, to dalej tkwiłbym w tej patologii, nic bym nie zrobił, na nic innego nie miałbym sił. Jestem tak bardzo marny, jestem zwykłym prochem, niczym. Kohelet miał rację. 
- Nie mów tak! Jesteś cholernie wartościowym człowiekiem! Inteligentnym, prawdziwym, widzisz głębiej, nie dajesz sobie spokoju, drążysz wszystko, co Cię interesuję. Jesteś niewiarygodnie dobry! Po chrześcijańsku, ale i tak Ci tego zazdroszczę :P. Dziękuję losowi, że pomyliłam kiedyś numer gg i teraz mogę pisać z taką Pomyłką:D. Wiesz, jesteś najlepszą anonimową Pomyłką mojego życia . Aż się muszę szczypać za każdym razem, kiedy z Tobą piszę, bo to aż dziwne, że taki mózg chce na mnie tracić czas. Więc weź się chłopie w garść, zostaw tą flaszkę i się wyśpij, bo jutro dłuuugi dzień. Ale dasz radę! Będę z Tobą duchem. Telepatycznie się ze mną komunikuj.
- Filip, jesteś tam?
- Halooo!?
- No nic, dobranoc, śpij spokojnie i niczym się nie martw.
<przytula moooocno>
Anka zmieniła status na niedostępny.

Kilka godzin później:

- Przepraszam, to ta wódka, zasnąłem. Jesteś moim Aniołem Stróżem, ja dziękuję losowi, że mam takie Przeznaczenie jak Ty. Miłego ranka.
<przytula jeszcze mooocniej>
Filip zmienił status na niedostępny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz